Często ludzie mnie pytają, co to jest SENSUAL?
Czym się charakteryzuje i co go różni od samego aktu?
W odpowiedzi na te pytania i wątpliwości, chcę Ci przybliżyć to pojęcie na podstawie mojej pracy i moich odczuć.
Ale hola hola, od razu uprzedzam, że to nie jest typowy elaboracik. Nie mam zdolności piśmienniczych.
Często spotkasz się z błędami, czy zbyt frywolnym stylem pisania.
Z góry przepraszam za nadmierne używanie słowa Sensual, aczkolwiek celowo tutaj stosuję powtórki,
aby bardziej to pojęcie utarło się w terminologii polskiej fotografii.
Pozwól, że do samej formułki aktu zapodam opis z wikipedii
Akt (łac. actus) – przedstawienie nagiego ciała ludzkiego w sztuce, zazwyczaj wykonane w oparciu o studium z żywego modela.
Akt jest jednym z najważniejszych tematów malarskich i fotograficznych w dziejach sztuki, oraz podstawowym tematem rzeźby.
Akt może pojawić się, jako samodzielny temat bądź, jako część większej kompozycji. Jest uważany za podstawę artystycznego wykształcenia.
(źródło Wikipedia.pl)
Sama definicja aktu w fotografii bywa sporna. Dla bardziej pruderyjnych czasami sesja bieliźniana już jest golizną. To kwestia osobistego podejścia,
jak do wiary
Fotografia sensualna, inaczej fotografia kobieca jest pojęciem bardzo obszernym, do którego też bym włączyła poniekąd akt i nagość zakrytą.
Warunek – subtelność.
Dla mnie osobiście między aktem, a sensualem jest cienka granica. Granica SMAKU.
W akcie przedstawiamy nagość – nazywam to „wszystkie karty odsłonięte”.
Jeśli mówimy o nagości zakrytej, bardziej skupiamy się na grze światłocieniowej i operujemy tak, aby to,
co bardzo „osobiste” przysłaniał cień czy kawałek tkaniny.
Sensual może ocierać się o akt, też możemy przecież odsłonić ciało. Grunt, by nie przekroczyć tej ważnej granicy smaku.
Z racji tego też uważam, że za tego typu fotografię powinno się zabierać dopiero po zdobyciu odpowiedniego doświadczenia,
chociażby w operowaniu swoim sprzętem fotograficznym i światłem. Ważna też jest komunikacja z osobą fotografowaną.
Fotografia sensualna ma też to do siebie, że możemy kobietę przedstawić mega seksownie, bez konieczności jej rozbierania.
To jest najważniejsza różnica między sensualem, a aktem. Tutaj większą rolę odgrywa mowa ciała, subtelne gesty, rozwiane włosy,
rozciągnięty sweter z odsłoniętym ramieniem itp.
Kobieta ma uwodzić nawet samym spojrzeniem, ale bez konieczności odkrywania.
Nie musi uwodzić za pomocą cycków na wierzchu i siedzenia okrakiem bez majtek.
W fotografii kobiecej wszystko musi być naturalne i niewymuszone. Zauważ, że w tego typu zdjęciach kobiety nie mają jakichś strojnych fryzur,
czy brokatowych,
kolorowych makijaży, a ubrania są w stonowanych kolorach, bez zbędnych krzykliwych nadruków.
Najczęściej stawia się na beże, szarości, biele, czernie.
Kobiety na tych zdjęciach często też sprawiają wrażenie takich „niewinnych”, kruchych, delikatnych, zamyślonych,
nierzadko także z pazurem/tym czymś -nie mylić z wulgarnością
Akt może być wulgarny, a tego nie chcemy. Kolejna różnica – sensual ma to do siebie, że jest mocno nieprawdopodobne,
by był wulgarny – chyba że odbiorca jest bardzo ckliwy i takie ma odczucia – ale to już jest jego sprawa.
W takiej sytuacji nie bez wpływu może być fakt, że czasami za akty zabierają się osoby
bez doświadczenia albo mające zbyt wysokie mniemanie o swoich zdolnościach.
No, bo jak smaczne może być zdjęcie rodem z taniego peepshow-a? Dużo osób popełnia ten błąd, zabierając się do tego od „dupy strony”.
To jest bardzo delikatny odłam fotografii człowieka. Za tego typu fotografię powinno brać się z czasem, a nie od razu.
Przykład!
Ledwo amator dostanie aparat w swoje ręce i już szuka ofiary, która się rozbierze. Słowo „ofiara” nie bez kozery zostało tutaj użyte.
Na taką opcję zgadza się najczęściej dziewczyna, która ma dziwne pojęcie o modelingu. Dlaczego dziwne? Dlaczego wspomniana ofiara?
Przecież on jest photographerem ze sprzętem za grube miliony, więc aparat sam zrobi piękne fociszki. Tu nic nie może się nie udać.
Dodatkowo sądzi, że jak na start pokaże kawałek cycka, bez zaangażowania mimiki, pomijając klasyczny dzióbek, to od razu będzie modelkoooom przez duże M.
I po takiej sesji, po której ma się ochotę zrobić prysznic dla oczu – jej doświadczenie w zadziwiającym tempie z niewielkiego podnosi się,
na co najmniej średnie tudzież DUŻE – oczywiście z uwzględnieniem pozowania WYŁĄCZNIE do komercji za gruby hajs.
Ja się pytam, jak dziewczyna ma wyjść sensualnie na takim zdjęciu bez uprzedniego przygotowania zarówno z jej strony, jak i fotografa? JAAAK?
Nie chcę oczywiście tu ujmować tym początkującym modelkom, które mają świadomość swojej seksowności i potrafią w sposób naturalny uwodzić przed obiektywem.
Nasza wspomniana ofiara zapomina, że duże doświadczenie wypracowuje się latami, różnorodnością sesji, mnogością współprac, a nie jedną, dość wątpliwą sesyjką.
Ofiarą jest też, dlatego że często zapomina, iż takie zdjęcia bardziej przekreślają jej start niż przyczyniają się do rozwoju.
Co więcej, raz wrzucone zdjęcia do sieci pobędą tam długi czas.
Nie wspominając już o tym, że takie fotki trafiają także do wglądu znajomych czy potencjalnych pracodawców. Niesmak pozostaje na długo.
Ale skoro wrzuciła to do sieci, to jest chyba błędnie usatysfakcjonowana. Zleceniodawca/klient – nie będzie.
To już jednak zagadnienie na inną okazję. To temat rzeka, a więc i o tym zamierzam się niedługo rozpisać.
Wniosek?
Ani jedna, ani druga strona nie ma z tego tytułu korzyści, poza mylnym przekonaniem o swoim doświadczeniu.
W konsekwencji widzimy niesmaczny twór klasyfikowany do aktu (niestety o zgrozo).
Ta działka fotografii człowieka, powinna według mnie nieść za sobą choćby minimalne przesłanie majestatu ludzkiego ciała.
Dlatego proponuję najpierw – po uprzednim zapoznaniu się z własnym sprzętem- poćwiczyć portrety, jakiś street fashion a dopiero później…
po kilkunastu tysiącach pstrykniętych migawkach spróbować szlifować swój warsztat artystyczny z zakresu aktu/nagości zakrytej/SENSUALI.
A wszystko po to, by nie wyrządzić szkody sobie i osobie fotografowanej.
WSZYSTKIE takie niuanse, które pobudzają zmysły i sprawiają, że chce się ją rozebrać w myślach, budują pojęcie sensualności.
Nie powiem, sam akt czy nagość zakryta będą zaliczane do fotografii sensualnej.
Powinniśmy w jej ramach uwzględnić też sesje buduarowe ( mnie one się kojarzą z fotografią we wnętrzach, w bieliźnie itp).
Spotkasz się z różnymi pojęciami, np. sesja zdjęciowa boudoir (buduarowa), sesja bieliźniana (poza lookbookiem), sesja kobieca, sesja zmysłowa, delikatna sesja zdjęciowa…
Wszystko to, co nam się kojarzy z takim subtelnym uwodzeniem bez rozbierania, niezależnie od kompozycji
Granica między tymi kategoriami jest bardzo cieniutka… byle by fotografia była „smaczna” w odbiorze i gustowna.
Nie raz pewnie widziałeś/-aś zdjęcie o wątpliwej, jakości (niczym z kalkulatora), rozebranej modelki z tyłkiem świecącym, jak rondel na torach… DRAMAT!
To już na pewno nie będzie SENSUAL. Nie wiem, możliwe, że komuś się spodoba takie zdjęcie… u mnie wywoła, co najwyżej uśmiech na twarzy.
Może umieścimy to na siłę w kategorii aktu, ale nie chcemy takich zdjęć robić. Nikt też po takie zdjęcia nie przyjdzie. Na pewno nie klient.
Klient już płaci, więc oczekuje.
Klientka w większości przypadków będzie niedoświadczona modelką. Od Ciebie, jako fotografa zależy, jak ją pokierować, by efekt zaspokoił obie strony,
a klientka czuła się sexownie i gustownie.
Jeśli posiadasz już jakieś doświadczenie, a chcesz wznieść się na kolejny poziom artystycznego kunsztu, fascynuje Cię mowa ciała i kobiece piękno,
ćwicz tego typu sesje za każdym razem, kiedy masz czas, chęci i wenę oraz odpowiednią modelkę. To się później przekłada na współpracę z klientką.
Zazwyczaj my, kobiety chcemy być odbierane, jako seksowne, kuszące i uwodzicielske.
Po takiej sesji chcemy, by każdy, kto zobaczy to zdjęcie, nie dostał wszystkich atutów na tacy – ale żeby w głowie odbiorcy kotłowało się jedno:
ona jest ZAJEBISTA! WOW…